Święta minęły spokojnie i rodzinnie.
Obżarstwa wielkiego nie było,
jednak przyjazd moich rodziców zaburzył trochę
nasz rytm dnia - regularne posiłki + deserki
dały mimo wszystko znać o sobie.
Przez tydzień byłam do dyspozycji rodziny
teraz mogę zająć się sobą,
a właściwie zaległościami.
Nie jest ich dużo.
Prawdę mówiąc jedna zaległa praca ...
Witrażowa zawieszka
zamówiona dosyć dawno i "bezterminowo",
ale nawet taką pracę trzeba kiedyś wykonać.
Dobrze, że osoba zamawiająca ma wielkie serce
i pozwoliła mi nacieszyć się moją nową pasją czyli filcakami.
Zaspokoiłam chwilowo swój "głód filcakowy"
i z czystym sumieniem i ochotą zabrałam się za witrażyk.
Jak będzie gotowy ujrzy na pewno światło blogowe.
Poza tym dzisiaj dostałam propozycję wykonania
kolejnego witraża, a nie lubią zabierać się za następną pracę,
jeżeli poprzednia jest jeszcze nie wykonana.
Wszystko się wiec dobrze składa.
Maj zapowiada się pracowicie...
Mado, wyznaję zasadę,że nawet do realizacji zamówienia należy się brać wtedy, gdy coś nas we wnętrzu zakłuje i popchnie do realizacji.To nie mycie podłogi, do tego trzeba natchnienia. Gorzej, bo ja już do wszystkiego potrzebuje natchnienia i dom "leży odłogiem" a ja "koralikuję".Ciekawa jestem kiedy mąż mnie z domu usunie jako mało przydatną osobę.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Anabell - do realizacji zamówienia to ja naprawdę biorę się tylko wtedy jak mnie natchnie - czasem to trwa ... sama wiesz:)
OdpowiedzUsuńJutro podeślę zdjęcia - już wszystko gotowe:)
Mąż Cię nie usunie z domu, boś natchniona i zadowolona, a taka żona to skarb:)!