Obserwatorzy

niedziela, 28 sierpnia 2011

jesienny spacer ...


Ostatnie dni lata sprzyjają spacerom.
Dzisiaj od rana planowałam wyjście do lasu,
tyle, że moje plany kolidowały nieco z planami men'ża.
Ale podobno, jak się kobieta uprze to ... nie ma, ze boli:)
Zastosowałam też argument men'żowski-
"jeszcze nie wiesz, ze to lubisz"
i ... poszliśmy w las:))
z koszyczkiem, tak na wszelki wypadek
i z aparatem fotograficznym.
Sesja zdjęciowa wyjątkowo się udała:)

Te drobne fioletowe kwiatuszki, których jest coraz więcej w lesie
niechybnie świadczą o nadchodzącej jesieni.



Bardzo uważnie musieliśmy spoglądać pod nogi,
żeby nie rozdeptać kurek pochowanych w mchu:)



Niektóre bardziej się odsłaniały
i były łatwiejszą zdobyczą:)





Uwagę w lesie trzeba mieć podzielną, bo jak szuka się grzybów
można niechcący wpaść w taką sieć



Ta się uratowała, ale kilka innych niestety zniszczyliśmy:(
Nie specjalnie i wcale to nie było przyjemne, brrr!!!
Jak się jednak widzi takie okazy







to trudno zważać na pajęczyny :))

Ponad dwie godziny spaceru po lesie
Warto było ... nie wiadomo przecież,
ile jeszcze takich ciepłych dni przed nami


wtorek, 23 sierpnia 2011

cepeliada...?

Przez parę dni nie miałam internetu:(
Dostawca wykonywał jakieś prace konserwatorskie...
Na dodatek szalały burze, wiało, były tez małe przerwy
w dostawie prądu.
Nie powiem, czułam się jak bez ręki!
Wygląda na to,że dopadło mnie
jakieś uzależnienie, nałóg czy cóś:)
"0" kontaktu ze światem, bo prawda jest taka,
że w moim "leśnym położeniu" internet
jest dla mnie oknem na świat!!!

Końcówka wakacji, wolnego mam jeszcze sporo,
więc wykorzystałam ten "bez internetowy" czas
na realizację tego co siedziało w mojej głowie od dawna.
Zadziwiłam się mocno, kiedy men'żu powiedział
"niezła cepeliada":)
Cóż, męskie spojrzenie, na damskie widzenie:)

Pierwszy szal na czarnej jedwabnej żorżecie
z delikatnym jedwabnym haftem,
który to haft wkomponowałam w mój filcowy wzór

Tak wyglądają detale







Tak szal w całej krasie:)



A tak można go wiązać



lub



A teraz drugi szal, nazwany przeze mnie "indiańskie lato"



z detalami:





a to filcomaniaczki lubią najbardziej:
ja te marszczenia uwielbiam



I ostatnie spojrzenie na "indiańskie lato"



Teraz już mam internet więc pewnie trochę sobie odpuszczę filcowanie,
chociaż...?
W głowie zrodziły się następne szale,
a jesień tuż, tuż, wiec kto wie ...?

wtorek, 16 sierpnia 2011

kolor pomarańczowy górą...

modny w tym sezonie ...
hit wiosny i lata;
zdominował wczorajszy nasz dzień
bo było tak:





Królem grzybobrania został tym razem men'żu
Zebrał najwięcej "krawców" czyli czerwonych kozaków.
Musiałam mu dać fory,żeby się nie zniechęcił!
We dwoje ogarniamy większą cześć lasu
i dzięki temu grzybów mamy więcej:)
Logiczne prawda:)?

Wprawdzie grzyby i ogród pochłaniają ostatnio mój czas
udało mi się zrobić taki oto komplet
w dwóch odsłonach, jeśli chodzi o dobór tła:)





Kamienie to mleczna odmiana karneolu.

Kilka informacji o tym kamieniu zaczerpniętych z netu:

"Karneol swoją subtelną energią wspaniale otwiera czakry.
Jest więc to doskonały kamień do czakroterapii.
Poza tym zapobiega wszelakim infekcjom i zakażeniom,
wzmacniająco oddziałując na nasz układ odpornościowy.
Hamuje krwawienia i właśnie do tego celu był używany w przeszłości (np w rzymskich legionach)"
"Czasami nazywany kamieniem „odwagi”.
Jego lekcja to: naucz się żyć tu i teraz.
Sprzyja koncentracji, „zakotwicza” energię,
wzmacnia witalność, zwiększa nasz twórczy potencjał.
Z tego powodu polecany szczególnie wszystkim zdającym egzaminy i uczącym się.
Pomoże powrócić do naturalnego odczuwania życia.
Pozwala otworzyć się na zmysłowość i erotyzm.
Jest związany z energiami drugiej czakry.
Zmniejsza napięcia i blokady energetyczne w okolicy podbrzusza.
Pomaga zrozumieć własne cykle biologiczne i naturalne rytmy naszego ciała. Z tego powodu szczególnie polecam go kobiet"

Od czasu, gdy zaczęłam robić biżuterie z kamieni półszlachetnych
interesuje mnie też "moc" niektórych kamieni.

wtorek, 9 sierpnia 2011

chwila zapomnienia ...


Mój sposób na zachowanie jako takiej
równowagi i pogody ducha.
Życie nieustannie zaskakuje,
stawia wyzwania, każe się mobilizować...
Żeby nie zwariować, trzeba mieć swój azyl,
odskocznię, schronienie...
Ja mam swoją pracownię w piwnicy
i jak zamknę się w niej
zapominam o Bożym świecie...

Ostatnie dni nie sprzyjały, ani spacerom,
ani pracy w ogrodzie - taka aura zachlapana.
Zabrałam się za porządki w mojej pracowni
i przy okazji powstały takie drobiazgi:





Kiedyś oprawiałam już takie muszelki,
ale były znacznie mniejsze i służyły
jako brelok do kluczy.
Te są wyjątkowo duże i dorodne.
Pomyślałam, że nieźle będą wyglądały jako
wisior do swetra - takie wspomnienie lata:)

Z resztek blaszki miedzianej, korali i sieczki
turkusowej powstały dwa wisiorki i pierścionek:







Nawet stary wiklinowy kuferek posłużył
jako "tło" do prezentacji i zdjęć.
W dalszym ciągu nie mogę (nie umiem) wstawić napisów na zdjęciach.
Czekam, aż mój prywatny "magik komputerowy"
wróci z wakacji i coś zaradzi...
Widocznie program do obróbki zdjęć jest niekompletny:(

sobota, 6 sierpnia 2011

Nie powinnam ...

ale ...:)
zainspirowana malwą z poprzedniego posta
zrobiłam kolejny szal.
Kolory "chodziły" za mną od dawna,
kawałek jedwabnego szala leżał i czekał,
czekał i czekał ... aż się doczekał:)
Tym razem w pracy naprawdę dużo pomógł men'żu,
bo... jak się kobita uprze to, chociaż "nie powinna",
nie ma na nią mocnych:)
W robieniu szala najprzyjemniejsze jest rozkładanie wełny,
zabawa kolorem, fakturą, układanie wzoru...
Potem to już jest ciężka harówa i jak można
to trzeba wykorzystać do tego silniejszego!

I tak się stało:)



wełna rozłożona - tym razem jeden brzeg szala został wolny.
Po czynnościach wstępnych i zrolowaniu pracy
oddałam ją w ręce silniejsze od moich:)



a oto efekt końcowy:







Zanim zabrałam się za szal, na rozgrzewkę, po dłuższej przerwie
uturlałam siebie dreda na szyję, do którego dorobiłam kwiatka na organzie
- takie 3w1 - może być sam dred, sam kwiatek i dred z kwiatkiem.
o tak:)





Do zrobienie dreda wykorzystałam wełnę, która też swoje odleżała.
Kupiłam ją u craftrrioszek w maju, na warsztatach filcowania.
Mają naprawdę cudne rainbow'y
i robią też kolory na zamówienie:)


A na koniec poszczuję trochę grzybiarzy.
Poranny spacer z psicą zaowocował takim okazem!:)



Na pocieszenie zazdrośnikom dodam, ze tylko kapelusz był zdrowy:)
Miłej niedzieli:)*